K.G. Jung uważa, że człowiek jest wypadkową tego, czego on sam nie wie o sobie i czego nie wiedzą o nim inni ludzie.
Wielu zachowaniom człowieka, czy sytuacjom można przypisać atrybuty infantylności. Infantylność – to niedojrzałość emocjonalna, brak umiejętności brania na siebie odpowiedzialności za swoje czyny, ale także branie odpowiedzialności za innych; to funkcjonowanie metrykalnie dorosłego człowieka na poziomie dziecka. Tak rozumiemy infantylność głęboko patologiczną. Często również zachowaniom ludzkim przypisujemy atrybut infantylności jako wyraz zdrowej pełni rozwoju. Można mieć na tyle dojrzałą i rozwiniętą osobowość, emocje i całą sferę psychiczną, by mieć pełny dostęp do dziecka w sobie, wolnego i radosnego, a nie zaadoptowanego, wściekłego i zbuntowanego. Dostęp do radosnego dziecka w sobie i umiejętność łączenia go z dojrzałym ego, czyli dojrzałości w kontaktach z ludźmi, w związkach intymnych i działaniu społecznym, jest kryterium zdrowia psychicznego. Tak więc człowiek psychicznie zdrowy potrafi śmiać się, płakać, gdy boli; pozwala sobie na lęk, gdy się boi, ale nie wpada w panikę, nie czuje się zaskoczony, gdy spotyka go coś niespodziewanego. Jednak ktoś obserwujący to z zewnątrz może uznać jego zachowanie za infantylne. Wyobraźmy sobie jednak osobę neurotyczną, spiętą, ale potrafiącą zapomnieć się w zabawie, tańcu i śpiewie. Potrafi ona również pogrążyć się w żałobie, płakać i rozpaczać. Wreszcie - potrafi przytulić się do kogoś bliskiego w chwili cierpienia i poprosić np. o pogłaskanie po głowie. Te zjawisko nazywa się regresją w służbie ego. Codzienne życie jest pełne napięcia, stresu i lęku. l jeśli czasami, pod kontrolą swoich dorosłych zasad, upijemy się, będziemy się wygłupiać lub obrazimy się jak dziecko, to zafundujemy sobie terapię, która też jest regresją w służbie ego. Chodzi o to, że co jakiś czas należy wejść w stan dziecka, aby ta część dorosła w nas - czyli ego - mogła przetrwać. Wtedy nasze ego po prostu odpoczywa, odreagowuje napięcia, których nie da się w żaden sposób w roli dorosłego spełnić i zrealizować. Mam tu na myśli sytuacje zabaw, umiejętność radości i śmiania się pełną piersią. Obserwowani przez innych możemy zostać uznani za infantylnych. Ale patrząc na to głębiej - nasze, właściwe dzieciom, zachowanie jest regresją w służbie ego. W służbie - a więc jest nam, dorosłym potrzebne, aby przetrwać. Często mamy do czynienia z zachowaniami dorosłych, w których ma miejsce regresja, czyli wejście w stan reakcji emocjonalnej dziecięcej. Jednak dorosły i jego otoczenie cierpią z tego powodu. To jest regresja, która już nie służy ego. Mam tu na myśli sytuacje obrażania uczuć innych ludzi, np. publiczne wyśmiewa¬nie się z innych itp. Jest to postawa dziecięco egocentryczna, a dorosły nie rozumie kontekstu sytuacji. „Dorosłość" została wyłączona. Często w takich przypadkach można mówić o poważniejszych zaburzeniach osobowości i niedojrzałości emocjonalnej, czy niedojrzałości „ja". W przypadku mężczyzn jednym z często obserwowalnych wariantów zachowania jest syndrom Piotrusia pana, czyli syndrom nigdy niedojrzewających chłopców. To ci, którzy wiele rzeczy zaczynają, ale nigdy nie kończą; rzadko dotrzymują obietnic, obrażają się i złoszczą, gdy są krytykowani. W pracy, mimo, dużych intelektualnych możliwości, nie prezentują zbyt wiele, funkcjonując na zasadzie schematów myślowych i emocjonalnych. Pracę często traktują jako azyl przed odpowiedzialnością za rodzinę i kontakty z innymi ludźmi. Wymykają się kobietom, które ich kochają, bo nie są w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Paradoksalnie - bardzo potrzebują czułości i miłości - bez niej trudno im, jak i każdemu człowiekowi, funkcjonować. Przywiązują wielką wagę do swojej reputacji, są zewnątrz sterowani, bo ich życiem rządzi zasada: co powiedzą inni. Utrzymują, że życie jest dwutorowe - ma dwa oblicza, jak i ich postępowanie. Często też prowadzą podwójne życie. Jedno - te dostępne opinii innych (posiadają rodzinę, dzieci) i to drugie - skrzętnie ukrywane (kontakty pozamałżeńskie z innymi kobietami, itp). Nie są wiarygodni, często kłamią. W sytuacjach trudnych nie można na nich liczyć. Zamykają wtedy oczy, zatykają uszy i milczą. W ten sposób zachowują się właśnie dzieci, kiedy coś zbroją i bojąc się kary, udają, że ich nie ma, nie one są winne.
Syndrom Wandy to odpowiednik syndromu Piotrusia Pana u kobiet. Przy czym obraz tego syndromu jest u kobiet skoncentrowany na poczuciu ich kobiecości i roli matki. W obu przypadkach przyczyną są zaburzenia w procesie wychowania. Dzieje się często tak, że matka, będąc chłodna i surowa, nie zaspokaja emocjonalnych potrzeb dziecka. Z drugiej zaś strony jest zaborcza i kontrolująca lub nadopiekuńcza. Od takiej matki dziecko nie jest w stanie się oderwać i przerwać tę psychiczną pępowinę już w okresie samodzielnego, dorosłego życia. Może też być tak, że matka za wszelka cenę pragnie usamodzielnić dziecko, a ono jej na złość postanawia zostać bardzo małym dzieckiem. Tak dzieje się przeważnie w rodzinach, gdzie dominującą stroną jest kobieta, a mężczyzna jest bierny i podporządkowany lub nieobecny (dużo czasu spędza w pracy, nie ma czasu na autentyczne bycie z dziećmi lub opuścił swoja rodzinę i żyje swoim życiem). Przyczyną może być również sytuacja odwrotna: stroną dominującą jest mężczyzna, a kobieta podporządkowuje się mu całkowicie. Natomiast dzieci są często wykorzystywane jako element przetargowy w walce o dominację mężczyzny.
Dziewczynka z takiej rodziny postanawia nie dorastać. Widzi cierpienie matki i decyduje, że nigdy me zostanie kobietą. Kiedy jednak w wieku dojrzałym założy rodzinę, jej rola jako żony i matki jest poważnie zaburzona. Wewnętrznie ta kobieta nadal jest dzieckiem. Może ona nie lubić tej dziewczynki w sobie. Kobieta ta wchodzi w role krytycznego rodzica wobec siebie samej w roli dziewczynki i utrwala swój infantylizm, w którym dzieli siebie na dziecko i rodzica. Oczywiście - mechanizm ten dotyczy również mężczyzn.
Rzadko udaje się nam, Polakom, zachowywać autentycznie. Myślimy: nie wypada, bo inni tak nie robią. Nieważne, że w tej chwili mam ochotę skakać, tańczyć i śpiewać, bo rozpiera mnie radość życia. Gdy to uczynię, a inni zobaczą, pomyślą że jestem infantylna. l tu zbliżamy się do istoty infantylizmu: człowiek w pełni dojrzały bierze odpowiedzialność za swoje infantylne zachowania, a niedojrzały - nie.
Grązyna Paprocka - psycholog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz